"-Pamiętasz? Czuję jakby minęło tysiąc lat.." Jej szeroko otwarte oczy
wpatrzone w niebo.. Moje wpatrzone w nią. Jej niewidzialną twarz
rozświetlił na tysięczną sekundy blask trupiego światła podkreślając
kształty jej oczu, policzków i nosa.. Czyniąc je niesamowicie
groteskowymi. Rozszerzone źrenice momentalnie skurczyły się, gdy na
niebie zapłonął ogień. Tajemniczy uśmiech błąkał się na jej delikatnie
rozchylonych wargach. "A nie mówiłam? Jakie to piękne.. Spójrz!" Kolejny
bły
Zapadam się bezszelestnie
W przepełnioną lękiem organiczną powłokę
Okrywającą coraz bardziej wyblakłą duszę
Jeżeli coś, kiedyś w niej istniało
Uleciało dawno temu. Ale ja pozostałem
Balansuje na przezroczystej linie
Nad przepaścią bez ścian i bez dna
Wznoszę bezsilne modlitwy do Nieistniejącego
Nieba, które połączone z otchłanią jest
Pełną przekornego okrucieństwa areną
Dla zapomnianych uczuć skrzętnie skrywanych
Na dnie krwawiącego serca
Nokturn życia wznosi
Gdzieś głęboko na dnie serca powoli blakną dawne wspomnienia.
Już nie długo łączyć nas będzie jedynie Nic.
Z precyzja umieszczam kolejne zdjęcia w płynnym zapomnieniu.
Z kamiennym obliczem przyglądam się jak nikną wszystkie kolory,
a papier przemienia się w bezkształtną masę.
Skończyłem. Wychodzę na ulicę.
Puste spojrzenia ludzi przeszywają mnie na wylot.
Uchylam drzwi mojego domu.
Pies, drzemiący przy drzwiach nie podniósł nawet głowy.
Spoglądam w lustro a w nim odbija się jedynie Nic.
Zabij mnie
Nie męcz już
Pozwól odejść
Nie czas już
Na gry
Gdy świat
Zbliża się
Nieuchronnie
Do przepaści
Nasz świat
Twój i mój.
Czemu wciąż
Tu jesteś?
Nie wzruszona
Postać z brązu
Wciąż tkwisz
Przed moimi oczyma
Czy nie dość
Już wycierpiałem?
Czy nie dość
Nieswoich krzyży
Już przeniosłem?
Błagam Cię
O przebaczenie
I zapomnienie
Błagam
O Śmierć
U kresu wieczności
U kresu nicości
U kresu miłości
Jesteś Ty
Nie pozostało już nic
Odeszłaś wraz z ostatnim tchnieniem jesieni
Podczas gdy ja zostałem sam
Na środku lodowej pustyni
Gdzieś w oddali
Pies cicho wyje
Do księżyca z sera
Zapadam się w śniegu
Zastygam w bezruchu
Czekam już tylko aż
Śmierć przechodząca obok
W końcu mnie dostrzeże
Nagle zza chmur
Wygląda słońce
Jego blask mnie oślepia
Znów odzyskałem nadzieje
Powoli unoszę głowę
A ono nagle znika
Ponownie zapa
U kresu wieczności
U kresu nicości
U kresu miłości
Jesteś Ty
Nie pozostało już nic
Odeszłaś wraz z ostatnim tchnieniem jesieni
Podczas gdy ja zostałem sam
Na środku lodowej pustyni
Gdzieś w oddali
Pies cicho wyje
Do księżyca z sera
Zapadam się w śniegu
Zastygam w bezruchu
Czekam już tylko aż
Śmierć przechodząca obok
W końcu mnie dostrzeże
Nagle zza chmur
Wygląda słońce
Jego blask mnie oślepia
Znów odzyskałem nadzieje
Powoli unoszę głowę
A ono nagle znika
Ponownie zapa
Zabij mnie
Nie męcz już
Pozwól odejść
Nie czas już
Na gry
Gdy świat
Zbliża się
Nieuchronnie
Do przepaści
Nasz świat
Twój i mój.
Czemu wciąż
Tu jesteś?
Nie wzruszona
Postać z brązu
Wciąż tkwisz
Przed moimi oczyma
Czy nie dość
Już wycierpiałem?
Czy nie dość
Nieswoich krzyży
Już przeniosłem?
Błagam Cię
O przebaczenie
I zapomnienie
Błagam
O Śmierć
Gdzieś głęboko na dnie serca powoli blakną dawne wspomnienia.
Już nie długo łączyć nas będzie jedynie Nic.
Z precyzja umieszczam kolejne zdjęcia w płynnym zapomnieniu.
Z kamiennym obliczem przyglądam się jak nikną wszystkie kolory,
a papier przemienia się w bezkształtną masę.
Skończyłem. Wychodzę na ulicę.
Puste spojrzenia ludzi przeszywają mnie na wylot.
Uchylam drzwi mojego domu.
Pies, drzemiący przy drzwiach nie podniósł nawet głowy.
Spoglądam w lustro a w nim odbija się jedynie Nic.
Zapadam się bezszelestnie
W przepełnioną lękiem organiczną powłokę
Okrywającą coraz bardziej wyblakłą duszę
Jeżeli coś, kiedyś w niej istniało
Uleciało dawno temu. Ale ja pozostałem
Balansuje na przezroczystej linie
Nad przepaścią bez ścian i bez dna
Wznoszę bezsilne modlitwy do Nieistniejącego
Nieba, które połączone z otchłanią jest
Pełną przekornego okrucieństwa areną
Dla zapomnianych uczuć skrzętnie skrywanych
Na dnie krwawiącego serca
Nokturn życia wznosi
"-Pamiętasz? Czuję jakby minęło tysiąc lat.." Jej szeroko otwarte oczy
wpatrzone w niebo.. Moje wpatrzone w nią. Jej niewidzialną twarz
rozświetlił na tysięczną sekundy blask trupiego światła podkreślając
kształty jej oczu, policzków i nosa.. Czyniąc je niesamowicie
groteskowymi. Rozszerzone źrenice momentalnie skurczyły się, gdy na
niebie zapłonął ogień. Tajemniczy uśmiech błąkał się na jej delikatnie
rozchylonych wargach. "A nie mówiłam? Jakie to piękne.. Spójrz!" Kolejny
bły